Po powrocie z Rumunii 3 lata temu moim największym dylematem było, która trasa bardziej mi się podobała. Transalpina czy Transfogarska. Przez długi czas, wracając do zdjęć nie byłem w stanie się zdecydować. Los sprawił, że udało mi się tam wrócić, przejechać ponownie jedną i drugą trasę. Trafiliśmy teraz lepszą pogodę, mogliśmy w pełni nacieszyć się widokami na każdej z nich. Świeciło słońce, na szczycie smagał nas górski wiatr, co prawda przez krótką chwilę na Transalpinie padał deszcz, ale to było to dosłownie 5-10 minut ciepłego letniego deszczu. Deszcz padał również przez chwilę podczas naszego marszu do Coiba Mare, ale to nie jest problem. “Bo w życiu nie chodzi o to, by przeczekać burzę, lecz by nauczyć się tańczyć w deszczu”.
Zanim jednak podzielę się moimi odczuciami na temat tras i poznacie mój subiektywny wybór, zacznę od początku :).

W piątek po pracy zebraliśmy tyłki i ruszyliśmy w trasę. Postój, odpoczynek i krótka drzemka w Piwnicznej-Zdrój, zabieramy resztę ekipy i w nocy ruszamy do Rumunii, do Apuseni. Dokładnie tam gdzie 3 lata temu, skończyliśmy naszą Rumuńską przygodę. Noc nie należała do najcieplejszych, ale tuż po wschodzie z minuty na minutę robiło się co raz cieplej. Koło godziny 9 wiedzieliśmy, że krótki rękawek i krótkie spodenki będą towarzyszyły nam na dłużej. Apuseni przywitało nas takie, jakie je zapamiętałem: słoneczne, zielone, spokojne a zarazem pełne ludzi i zwierząt. Wypasały się kozy, owce, w dolince pełno było rozłożonych namiotów w których krzątali się ludzie, szykujący się do wyjścia na górski trekking. My zaczęliśmy od śniadania. Trochę podjadła nam koza, najsprytniejsza ze stada. Gdy całe stado przeszło i każdy był zajęty robieniem zdjęć i obserwacją stada, najsprytniejsza idąca na końcu za naszymi plecami jadła kanapkę, później klopsy i na koniec popiła herbatą z kubka. Picie z kubka poszło jej średnio, dlatego też mieliśmy zalany stół i krzesło.

Posileni postanowiliśmy udać się w poszukiwaniu pobliskiej jaskini. Krótki spacer zamienił się w ponad 3 godzinny trekking po górach. Muszę przyznać, że widoki zrobiły na nas ogromne wrażenie. Piękne skały, urwiska, przepaście, super roślinność. Szlaki są dobrze oznaczone, nie sposób było pomylić drogę. Ostatnia część szlaku była dość stroma, przy zejściu pomagały łańcuchy. Mieliśmy dużą dawkę offroadu bez samochodów :). Wróciliśmy zmęczeni ale zadowoleni i uśmiechnięci.

Strome zejście z łańcuchami

W dobrych nastrojach ruszyliśmy autami w poszukiwaniu kolejnej jaskini. Coiba Mare, ogromna jaskinia, tak przynajmniej kojarzyłem ją ze zdjęć i filmów w internecie. O jaskini pierwszy raz usłyszałem od Tomka – towarzysz naszej pierwszej podróży do Rumunii. Google maps pokazywało nam ponad 1,5 godziny drogi. Po przejechaniu kilku kilometrów, asfalt się skończył i zaczęła się przyjemna szutrowa droga. Było jeszcze dość wcześnie, ale w związku z tym, że nie spaliśmy od 2 w nocy, przejechaliśmy setki kilometrów i kilka zrobiliśmy na piechotę, zdecydowaliśmy że wracamy na polankę rozbić namioty i cieszyć się pięknymi okolicznościami przyrody. Ja głosowałem za tym żeby jechać dalej. Ale teraz wiem, że pozostanie na tej polance było najlepszym możliwym wyborem.
Jak to w turystyce offroadowej bywa nie ma konkretnie określonego celu i planu. Wszystko zmienia się dynamicznie a droga sama w sobie jest celem.
Namioty rozłożone, materace nadmuchane, śpiwory gotowe, sprzęt biwakowy przygotowany. Postanowiliśmy udać się do pobliskiej górskiej knajpki skosztować lokalnych specjałów, dań i napojów ;). Świetna luźna atmosfera, uśmiechnięci ludzie, dobra pogoda to jest to co w wyjazdach lubię najbardziej. Totalny psychiczny reset. Uśmiechy współtowarzyszy, uśmiechy obcych osób, uśmiech obsługi w górskiej knajpie, połączone z otaczającą nas przyrodą, naprawdę potrafią naładować pozytywną energią.
Po jedzeniu wróciliśmy spacerkiem do samochodów, rozpaliliśmy ognisko i w dobrych nastrojach, zasiedliśmy w kręgu ;). W międzyczasie odwiedził nas biwakujący nieopodal podróżnik, opowiedział o swojej czterotygodniowej podróży do Turcji miesiąc wcześniej. Wymieniliśmy swoje spostrzeżenia na temat Rumunii, podzieliliśmy się ciekawymi według nas miejscami. On wrócił do siebie, a my kontynuowaliśmy biesiadowanie. Kilka godzin rozmów i śmiechu przy ognisku, otaczały nas majestatyczne góry, nad nami świeciło morze gwiazd, obok szum wody rozbijającej się o kamienie w pobliskim potoku, a do pełni szczęścia brak zasięgu w telefonach. Termometry pokazywały jeden stopień na plusie, więc było czuć przyjemny chłód na policzkach, przybliżając się do ogniska można było za to poczuć miłe ciepło.

Rano na spokojnie śniadanko, suszenie namiotów zmoczonych poranną rosą. Orzeźwiająca kąpiel z górskim potoku. Pakujemy samochody, sprzątamy po sobie – ponieważ lubię zostawić po sobie miejsce w takim stanie w jakim chciałbym je zastać. Ruszamy w stronę Coiba Mare. Na jednym z parkingów przy punkcie widokowym i kościele spotykamy wesołych rodaków. Jeden z nich zaczyna opowiadać, że w Rumunii jest 20-sty raz, opowiada co można ciekawego zobaczyć w okolicy, i podpowiada nam drogę do jaskini.

Nawigacja poprowadziło nas taką drogą, że co jakiś czas pytaliśmy miejscowych czy dobrze jedziemy, bo wydawało się nam, że drogi tam wcale nie ma. Niektórzy mówili, że nie dojedziemy, inni że może nam się udać. Postanowiliśmy to sprawdzić osobiście. Co jakiś czas drogę musieliśmy sobie układać sami, z kamieni, gałęzi i wszystkiego innego co było pod ręką. Po 1,5 godzinnej walce dotarliśmy do szlabanu, który wyglądał na samoróbkę. Postanowiliśmy go nie forsować, a dalszą część drogi pokonać na nogach. Wielkość jaskini przeszła moje najśmielsze oczekiwania, była większa niż mogłem sobie wyobrazić, chociaż stojąc na górze kawałek od niej, wydawała się maleńka. Dopiero, gdy zobaczyłem, że ktoś stoi na dole, wiedziałem, że maleńka nie jest. Jaskinia zdecydowanie warta zobaczenia, warta tego wysiłku jaki włożyliśmy w układanie drogi. Co prawda, na dole okazało się, że da się tam dojechać asfaltem, pewnie trochę na około, ale jednak się da. Jako, że jazda asfaltem nie była naszym celem, więc nasza droga i spacer, to było idealne połączenie. Powrót w górę był znacznie szybszy, bo drogę mieliśmy już zrobioną.
Kilka słów o samej jaskini Coiba Mare – Portal (wejście) do jaskini to imponujące 47 metry wysokości na 74 metry szerokości ! Łączna długość chodników to około 4 km.

Znajdź człowieka w jaskini – podpowiedź: w białej koszulce 😉
Tu też jest człowiek – w ciemniejszej koszulce 🙂

W dalszych planach na ten dzień mieliśmy jeszcze odwiedzenie “zatopionej wioski” Geamana.
Wioska położona w górskiej dolinie Karpat. Przyznam, że od momentu jak zobaczyłem w internecie zdjęcia wystającej z “wody” wieży kościoła to pojechanie w to miejsce było jednym z moich celów. Wieża jest widoczna już tylko w małej części, za kilka lat nie zostanie pewnie po niej żaden ślad. Zdjęcia jak to miejsce wyglądało wcześniej proponuję znaleźć w necie. Warto zobaczyć jak wioska zmieniła się przez lata. Geamana od 1978 roku jest zalewana toksycznymi odpadami z pobliskiej kopalni. Wygląda to dość ciekawie, ale za tym wszystkim kryje się dramat około 400 wysiedlonych rodzin, które zostawiły tam nie tylko swoje domy, a nawet groby swoich bliskich. Według obietnic władz cmentarz miał być przeniesiony w nowe miejsce, jednak tak się nie stało. Do dnia dzisiejszego żyje w pobliżu kilkanaście rodzin, których domy są wyżej i jeszcze nie zostały zalane.

Kolejny dzień to w większości asfalt, dojazd do drogi 67C – Transalpina. Około 148 km długości, najwyższy punkt 2145 m n.p.m.. Niestety, od 2012 na całości trasy jest asfalt, co jednak nie zmienia faktu, że widokowo to dalej bardzo piękna i zapierająca dech w piersiach trasa.
Świetne zakręty urozmaicające wspinanie się w górę, urwiska, czysta przyroda, zwierzęta. Normalne jest, że na środku drogi można spotkać stojącego osiołka, albo stado owiec. Po drodze jak i na samym szczycie znaleźć można stragany z pamiątkami oraz lokalnymi specjałami.

Ale o tym i o dalszej części trasy w następnym wpisie 🙂

Krótki filmik z wyjazdu poniżej.

http://wordpress2365765.home.pl/autoinstalator/wordpressplus/albania-uzupelnienie/
Kategorie: Bez kategorii

1 komentarz

Dorota · 17 stycznia 2022 o 09:14

Zachęciłeś! czekam na ciąg dalszy!

Dodaj komentarz

Avatar placeholder

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *