Po zjedzeniu śniadania, spakowaniu gratów ruszamy w drogę powrotną, ponieważ droga którą tu dojechaliśmy jest jedyną drogą dojazdową do tego miejsca. Powrót poszedł nam znacznie szybciej, może dlatego, że byliśmy w lepszych nastrojach? Może dlatego że nasze umiejętności się podniosły? A może dlatego, że tym razem kierowcy jechali swoją stroną przy skałach a nie przy przepaści i czuli mniejszy strach ? 🙂 Ja obstawiam to ostatnie.
Jadąc w drugą stronę zauważa się zupełnie inne rzeczy, czasem widzi się coś czego za pierwszym razem się nie zauważyło, więc przejazd drugi raz tą samą trasą ma również jakieś plusy.

Kierujemy się na drogę SH20 a konkretnie na taras widokowy znajdujący się praktycznie w najwyższym jej punkcie. Zaparkowanie 16 aut na małym “parkingu” to prawdziwe wyzwanie, ale sprawnie upychamy samochody i dajemy radę. Z góry jest mega piękny widok na dolinę. Nasycamy oczy, cieszymy serce, robimy masę zdjęć. Co dzień to piękniejszy widok a jesteśmy w dalszym ciągu na samym początku Albańskiej przygody.

Po nacieszeniu oczu i duszy trzeba nacieszyć żołądki, kierujemy się do miejscowości Koplik.
Ładna miejscowość, sporo restauracji, każdy znajdzie coś dla siebie. Mili i uśmiechnięci ludzie, jak tylko widzieli że ktoś chciał przejść przez ulicę zatrzymywali i przepuszczali – nawet tam gdzie nie było pasów. Jak przy takiej próbie przejścia przez ulicę był policjant, sam zatrzymywał samochody. Bardzo przyjazne nastawienie do turystów.
Uzupełnienie zapasów na kolację i ruszamy w dalszą drogę. Gdzie nas koła poniosą?



Gdzie mogą ponieść koła ludzi chcących jeździć po za asfaltem, chcących oglądać piękne widoki, spać z dala od cywilizacji? I przypadkiem będących w tej okolicy? Kierunek może być jeden – Droga SH21 prowadząca do Theth. Droga do pewnego momentu jest wyasfaltowana, ale na szczęście na szczycie asfalt się kończy i nie trzeba się już dalej męczyć 😉
Nawet jadąc asfaltem trzeba uważać na spadające głazy. Najlepszym przykładem są poniższe zdjęcia – te barierki nie są uszkodzone przez samochody a właśnie przez kamienie.

Tu kończy się asfalt a zaczyna się przygoda 🙂

Jadąc dalej w dół zatrzymujemy się na fotki i podziwianie widoków przy spychaczu gąsienicowym. Wygląda na porzucony, nic bardziej mylnego, stoi tam i czeka na opady deszczu. Po opadach na drogę spada dużo kamieni, głazów, robią się osuwiska. Wtedy ten stary, pordzewiały i wysłużony grat toruje drogę do miasteczka, spychając wszystko co ma na swojej drodze.
Mijamy inne terenówki, mijamy turystów pieszych, wszyscy się na wzajem pozdrawiamy, machamy, uśmiechamy. W mijanych ludziach widać szczęście, widać radość w ich oczach. Widać po wszystkich, że kochają to co robią i że sprawia im to ogromną frajdę. Czasem wymieni się z kimś krótkie zdanie podczas zatoru na drodze. Ponieważ nie jest to droga jakie znamy a mijanie się tam jest nie lada wyzwaniem, zajmuje sporo czasu.
To jest ciężkie do opisania, może być ciężkie do zrozumienia komuś kto tego nie widział na żywo, ale od czego jest wyobraźnia? Do tej pory jak o tym pomyślę, to pojawia mi się uśmiech na twarzy, a minęły już prawie 2 miesiące.


Docieramy do miejsca docelowego, motel w Theth, z zewnątrz wygląda całkiem przyzwoicie, w środku … no cóż, nie są to wysokie standardy. Pościel taka, że lepiej spać pod kocem lub swoim śpiworem, w łazience nie brakuje lokatorów wybiegających z pod prysznica do którego lepiej nie wchodzić bosą stopą, okna domykają się tak że można przez zamknięte okno podać komuś telefon ;). Znowu otaczają nas majestatyczne góry, jesteśmy w dolinie więc słońce dość szybko znika za szczytami. Jeszcze przez jakiś czas z za szczytów widać ostatnie promienie, dość szybko temperatura spada. W dzień mieliśmy 37 kresek powyżej zera, wieczorem około 15. Wodę na herbatę czy kawę bierzemy z prowizorycznego “kranu” z którego leci woda prosto z pobliskiego strumienia. Po obiado/kolacji, rozmowy przy ognisku, pieczenie kiełbasek i chleba, podziwianie gwiazd, które w takich miejscach są jeszcze bardziej widoczne. Piękne chwile na łonie natury to coś czego na co dzień mi brakuje i każdy taki moment potrafię docenić.

Pyszne lokalne śniadanie, chwilka na pakowanie aut i ruszamy dalej.
Kolejny dzień będzie dla nas dniem próby, okaże się czy jesteśmy grupą czy bandą indywidualistów. Ale o tym jeszcze nie wiemy 😉

http://laura4x4.pl/wp-4iks4/zlombol/

0 komentarzy

Dodaj komentarz

Avatar placeholder

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *