Aspen
Zimowo wiosenne szusowanie
Stoję na śniegu, grzany słońcem, widzę Kasprowy Wierch, Gerlach, Świnicę, Lodowy Szczyt, widzę Rysy. Zerkam obok i widzę jeszcze smoka z trzema głowami – wszystko naraz. Czy to możliwe? Jasne przecież jestem na wysokości ponad 2000 metrów na Chopoku stojąc obok Smoka Demiana, który chroni skarbów ukrytych pod Chopokiem i całej Demianowskiej Dolinie.
Słowacja, nasz bliski sąsiad, kraj widokowo podobny do naszego, pomijając to że my mamy dostęp do morza :). Nie wiem dokładnie ile razy tam byłem. Jak los pozwoli będę tam jeszcze nieraz, chętnie tam wracam, zwłaszcza zimową porą. Piękne góry, piękne widoki, dużo śniegu – zwłaszcza z tym kojarzy mi się Słowacja.
Czasami tuż po przekroczeniu granicy zaczynał się tam śnieg gdy u nas nie było go prawie wcale, cytując klasyka: “jak do tego doszło, nie wiem.”
Za starych czasów będąc w pobliżu przekraczało się granicę tylko po to, żeby odwiedzić sklep wolnocłowy ? w celu zrobienia zakupów. Czekolada Studentska, Lentilky – kto nie zna tych smaków przegrał życie ?. A smak był jeszcze lepszy jak najpierw trzeba było stać w kolejce na granicy, żeby tylko dostać się do pobliskiego sklepu. Wszystko to miało swój urok. Jednego roku w sylwestra będąc kilka kilometrów od granicy Polsko – Słowackiej, gdy jeszcze były kontrole graniczne, założyliśmy na plecy plecaki i wybraliśmy się na piechotę przez pola, lasy oraz śnieg, żeby zakupić słodycze i napoje na sylwestra ?. W dwie strony szliśmy około 5 godzin. Czy było warto? Pewnie. Czy to była moja pierwsza wizyta na Słowacji? Być może, nie pamiętam dokładnie. Ale czy wizytą można nazwać przejście za szlaban graniczny 200 metrów, tyle co do najbliższego sklepu. Wizytą może tak, ale nie pobytem.
Jednak większość moich podróży na Słowację ma jeden kierunek – Jasna, Chopok, Kraj Żyliński, Demianowska Dolina – 16 km na południe od Liptowskiego Mikułasza. To właśnie w Liptowskim Mikułaszu publicznie powieszono Janosika. Tam też znajdują się baseny termalne które jako pierwsze w moim życiu odwiedziłem.
Ciepła termalna woda, widok na ośnieżone szczyty gór, słońce. Czy może być coś piękniejszego? Możliwe że tak, ale dla mnie coś takiego jest mistrzostwem świata, jest przeżyciem dla którego warto pokonać setki kilometrów, warto wstać na długo przed świtem i spędzić kilka godzin w samochodzie. A co mamy wspomniane 16 km dalej?
Piękne stoki, świetnie przygotowane trasy, długo leżący śnieg, często świetna pogoda – wystarczająco dużo plusów żeby nie szukać minusów.
Szczyt na który wjeżdża gondolka jest na 2024 metrach, to wystarczająca wysokość, by długo leżał śnieg. Będąc na tej wysokości przy odrobinie szczęścia może się zdarzyć, że jesteśmy już nad chmurami. Fantastyczny widok, zjeżdżając ze szczytu możemy dotknąć chmur. Czekałem 3 sezony czyli 3 lata by zobaczyć taki widok. Przez 3 sezony mieliśmy przez cały wyjazd samo słońce, nie żebym narzekał :), bo za taką pogodę jestem bardzo wdzięczny, ale zawsze chciałem być nad chmurami.
W czwartym roku moich wyjazdów na Chopok moje małe marzenie się spełniło, wjechaliśmy na szczyt a tam czekał na mnie mój wymarzony widok, staliśmy nad chmurami, czułem się jak bym stał na dachu świata – mimo że to tylko 2000 metrów :). Nie mogłem przestać się cieszyć, patrzyłem w każdą stronę by nacieszyć się tym widokiem, piękne obłoki w kilku miejscach rozdzierały pobliskie szczyty. W tamtym sezonie jeszcze przez kolejne 2 dni mogłem podziwiać taki widok. Od tamtej pory miałem to szczęście, że widziałem coś podobnego przy każdej kolejnej wizycie na Chopoku i do tej pory ten widok mi się nie znudził.
Zimowo-wiosenne szusowanie dzięki mojemu przyjacielowi Patrykowi, mamy wpisane w nasz kalendarz od kilku lat. Można powiedzieć, że zaczyna to się wpisywać również w nasze DNA. Mamy w miarę stałą dość dużą ekipę na zimowe wyjazdy. Czasem z różnych przyczyn, ktoś nie może jechać, ale jest to już nasza mała tradycja. Fajni ludzie, luźna atmosfera, super miejsce i do tego przeważnie piękna pogoda. Zupełny psychiczny reset. Podczas takiego wyjazdu nie myślimy o wypoczynku fizycznym.
Mało kto chodzi w pełni wyspany, mało kto jest wypoczęty. Ale po minach widać, że wszyscy są szczęśliwi.
Wszystkie dni są niby przesiąknięte rutyną. Wstać, zjeść śniadanie, iść na stok, jeździć do zamknięcia stoków lub do upadłego, prysznic, obiad, kolacja, serwis sprzętu, spanie. Ale w międzyczasie są jeszcze spotkania na stoku, opalanie na leżakach, grillowanie (tak grillujemy zimą :)), wspólne biesiadowanie, chodzenie boso po śniegu, żarty, wygłupy, jak i poważne rozmowy, czasem wieczorem jakiś spacer czy jazda na sankach. Uwielbiam jeździć na nartach, na sankach, na dupie też. Uwielbiam porzucać się śnieżkami, wrzucić kogoś w zaspę, ale i samemu w nią wpaść. Nasze dzieciaki dzięki tym wyjazdom widzą co to prawdziwa zima. Mogą ulepić bałwana, polizać biały śnieg, wiedzą że żółtego nie liżemy. Najmłodsi w dzień nie myślą przeważnie o innych rzeczach niż zabawa na śniegu, co chwilę pytają kiedy idziemy na dwór. Kilka godzin spędzają na stoku, później sanki, lepienie bałwana, wieczorem kolejny spacer. Sumując to wszystko, wychodzi, że w ciągu dnia spędzają na śniegu spokojnie 7-8 godzin. Wieczorem nie są przemarznięci, zakatarzeni czy chorzy – to wszystko potwierdza powiedzenie – “Nie ma złej pogody, są tylko źli ubrani ludzie”.
Jadąc tak wielką ekipą fajne jest to, że na stoku każdy jedzie w swoją stronę, a w ciągu dnia, mimo 23 wyciągów, 41 tras o długości ponad 50 km i tak kogoś z grupy spotkamy. Siadamy wtedy w knajpce lub przed, łapiemy promienie słońca, rozmawiamy i cieszymy się życiem.
Po naszej szarej polskiej zimie, miło zobaczyć piękne słońce. Miło usiąść na leżaku, rozpiąć lub zdjąć kurtkę, czasem nawet zdjąć bluzę, wystawić twarz w kierunku słońca i cieszyć się tym co nas otacza. A co nas otacza? Śnieg, drzewa, góry, przyroda, ludzie. Ale nie ludzie przygnębieni, smutni a w większości uśmiechnięci, radośni, weseli. Nie są uśmiechnięci i weseli dlatego, że nie mają problemów i zmartwień. Są uśmiechnięci bo w tej chwili o tym zapominają, nie myślą o problemach dnia codziennego. Ja w takich momentach cieszę się z tego wszystkiego, z tych małych rzeczy, które przecież często są blisko nas, ale w natłoku obowiązków mijamy je bez zastanowienia. Często biegnąc z pracy do domu, mijamy park w którym świeci słońce, czasem jest gdzieś jakiś ładny widok – ale czy na co dzień to doceniamy, zauważamy? Najczęściej nie mamy na to wszystko czasu, myślimy co mamy jeszcze do zrobienia dzisiaj, co będzie do zrobienia jutro. Dlatego tak bardzo lubię takie wyjazdy, lubię zwolnić, lubię spojrzeć na świat pod innym kątem.
Ten cytat pojawia się u mnie często, czy to pod zdjęciami czy na blogu: “Podróżujemy nie po to, by uciec przed życiem, ale by życie nam nie uciekło.”
Czy nasze wyjazdy to ucieczka przed życiem? Nie, to jest według mnie właśnie życie, korzystanie z niego. Na wszystko powinien być czas: czas na pracę, naukę, na zmartwienia, na bycie poważnym ale musi być też czas na zabawę, na wypoczynek zarówno fizyczny ale i psychiczny, na spotkania. Oczywiście, każdy niech wypoczywa na swój ulubiony sposób. Ale czasem wypoczywajmy, bo warto ;).
“Dlaczego się wyjeżdża? Żeby można było wrócić. Żeby zobaczyć to miejsce, z którego się przybyło, nowymi oczami i w nowych kolorach.”
Wyjazd pozwala nam również w inny sposób spojrzeć na miejsce do którego wracamy. Jednego roku, wracając do Warszawy, trafiliśmy akurat na piękny zachód słońca. Przejeżdżając przez most widziałem lśniące wieżowce, piękne czerwone słonko odbijające się w Wiśle i pomyślałem wtedy: ale kocham to miasto, kocham tu wracać. Ostatniego dnia przed powrotem myślałem o tym, że fajnie już będzie wrócić do domu, usiąść wieczorem na wygodnej kanapie z kubkiem gorącej herbaty w ręku. To są rzeczy na które nie zwracamy uwagi jeśli jesteśmy cały czas w domu. Jak wyjedziemy, po powrocie możemy to dostrzec, docenić na nowo. Możemy po prostu zatęsknić. Przecież nie tęsknimy tylko za ludźmi, a za miejscem, przyzwyczajeniami, zapachami. Moje odczucia przy powrocie wzmogło jeszcze jedno. Dzień wcześniej jeździliśmy na nartach, szaleliśmy na śniegu, rano również po nim chodziliśmy. W trakcje powrotu do domu przywitała nas wiosna 🙂 Fajne doświadczenie, rano jeździsz na nartach a wieczorem jeździsz na rowerze w koszulce na krótki rękawek.
W tym roku ponownie zdarzyło się, że ktoś nie pojechał. Tym razem padło na moją rodzinkę ;).
Reszta ekipy w momencie publikacji tego wpisu jest po pierwszym dniu jeżdżenia. Data publikacji nie jest więc przypadkowa ;). Mam nadzieję, że mają słońce i że były świetne warunki do jazdy, oraz że reszta wyjazdu będzie udana.
Mam też nadzieję, że chociaż trochę się uśmiechnęliście czytając to co naskrobałem i że zatęsknicie :).
Bawcie się dobrze, ale nie za dobrze 😉 i do zobaczenia oby szybciej niż później.
Salut mi familia!
1 komentarz
Ekipa · 20 marca 2023 o 20:14
Przesyłamy Wam moc górskiego słońca,po cichu wierzyliśmy że dojedziecie , ehhh PIĘKNY wpis!